Pokaż NORWEGIA na większej mapie

 

Norwegia 2009 


 

Był to nasz drugi wyjazd do Norwegii. Pierwszy raz byliśmy tam w 2007. Po pierwszym wyjeździe mieliśmy jednak duży niedosyt i dlatego dwa lata później ruszyliśmy ponownie na podbój norweskich fiordow.

Wyjazd  miał na celu połączenie turystyki motocyklowej oraz zwiedzenie najpopularniejszych szlaków górskich Norwegii.

Wyjechaliśmy 03 lipca  2009 z Łodzi. Po odrodze odwiedzamy  naszych dobrych znajomych z Poznania Krzysztofa i Olę.  Przy piwku miło się wspominało  początki naszego zafascynowania motocyklami  WSK-125.  Kolejna noc Szczecin i tu kolejni zanjomi,  Lopi i Sylwia. Szybkie zwiedzanie Szczecina , browarek Bosman i ostatnie sprawdzenie czy wszystko zabraliśmy. Z samego rana wyjazd do Świnoujścia. O gdzinie  13  zameldowaliśmy się na promie do Ystad.  Na promie jak to na promie,  gdzieniegdzie imprezka z browarkiem w ręku , gdzie indziej podziwianie widoków  morza bałtyckiego i pływajacych po nim statków. Ogólnie sielanka w klimacie ''służbowo na statek ''.                                     Przed 19.45 zeszliśmy pod pokład żeby przygotować się do  wyjazdu z  promu.

Tuż obok naszego Trampka zaparkowane było BMW 1200 R GS na szwedzkich numerach.  Pomyślałem , że podejde do moto -kolegi i zapytam  o jakieś pole namiotowe niedaleko Ystad. Okazało się, że to Polak, mieszkający na stałe w Szwecji. Szybko złapaliśmy wspólny temat i po krótkiej rozmowie przyjęliśmy jego zaproszenie na nocleg. Po opuszczeniu promu jedziemy w towarzystwie Dawida i jego Bmw do miejscowości Skurup. Tam już wszystko potoczyło się w typowy dla nas Polaków sposób.  Ognisko z ognistą wodą szybko też znalazła się gitara i w klimacie Ryśka Riedla rozpoczęliśmy wizyte w Szwecji. Cała impreza zakończyła się kąpielą w basenie późno po północy.

 

Następnego dnia  wyjazd od Dawida około 13 wcześniej niestety nie daliśmy rady....:) Udaliśmy się w strone Malmo i później drogą E6 na północ w stronę Oslo. Pogoda super, słoneczko, bezwietrznie aż do godziny  19. Później, ściana deszczu, po godzinie jazdy w takich warunkach zaczęliśmy szukać noclegu. Przypadkowo trafiliśmy na jakieś pole namiotowe obok miejscowości Halden. Deszcz nie daje za wygraną, na rozbicie namiotu nie ma szans, wszytko pływa. Jedyne suche miejsce to dach przylegający do umywani. Tam też się lokujemy z całym ekwipunkiem. Czekamy, obok nas stoi duży namiot z przedsionkeim a obok namiotu Yamaha 1100 w szlachetnym czarnym kolorze. Po jakichś 15 minutach wychyla się z niego Pani w kwiecie wieku:). Patrzy na nas, my na nią , zaczyna coś mówić do nas po Szwedzku ni w ząb nie rozumiemy. No cóż Pani pokazuje nam ręką żebyśmy weszli do jej namiotu, tym razem się zrozumieliśmy. Wchodzimy do przedsionka. Zostajemy poczęstowani ciepłą herbatą. Powoli zaczynamy się coraz lepiej rozumieć. Trochę łamanym angielskim  resztę załatwia ciekawoć i wspólna chęć porozumienia. Okazuje się, że jest właścicielką wspomnianej wcześniej Yamahy, ma na imię Ruth i należy do  ''Holly Riders MC''. Jest pastorem, jeździ motocyklem spotyka się z ludzmi i głosi  nauki  Chrystusa.  Ciekawe co  by na to powiedział Romek  Kostrzewski  z  Kata.  Ruth  zaproponowała  nam  spanie  w przedsionku, zmęczeni  przyjmujemy  propozycję bez wahania.  Następnego dnia  wstajemy o  6 rano. Na  zewnątrz  żadnych zmian deszcz nadal pada, trzeba jechaś dalej.  Od Ruth  otrzymujemy  na pamiątke  Biblie  motocyklistow  "Biker Bibel" w  języku Szwedzkim ...!!!. Kierujemy się nadal na północ. Mijamy granice Norwegii, stolice  Oslo gdzie zwiedzamy muzeum wikingów i odbijamy na Drammen. Za Drammen droga zaczyna się zmieniać i jazda zaczyna sprawiać nam o wiele  więcej przyjemności mimo  ciągle padającego deszczu. Powoli mijamy coraz więcej tuneli i surowe szczyty pomiędzy jeziorami.  Jedziemy  drogą  E134 na  zachód. Mijamy miejscowość Seljord. Następnie drogą 45 kierujemy się na fjord Lysefjorden. Wieczorem docieramy do miejscowości Lysebotn.  Nocleg na polu namiotowym (190 koron).

Następny dzień, nareszcie słońce, szybkie śniadanie i pierwsza wyprawa w góry. 3 godziny zajęło nam dotarcie do kamienia Kjerag. Wrażenie niesamowite.  Wielki kamień    wcisnięty w szczelinę pomiędzy dwie ściany skalne.  Powrót to nastepne 2 godziny marszu. Wsiadamy na Trampka i kierujemy się na  drugi koniec fjordu. Wieczorem koło 20 docieramy do campingu preikestolen. Pole brdzo drogie (220 koron) oprócz tego za wszysttko  dodatkowo trzeba płacic (prysznic, gorącą wodę) . Rozglądamy się za jakimś innym miejscem na nocleg niestety nic nie ma więc  rozbijamy  namiot na polu namiotowym. Następny dzień to zdobywanie półki skalnej Prekestolen. 4 godziny w dwie strony ale warto dla  tego widoku. Półka wisi nad Lyseflordem na wysokości 604 metrów. Widok z niej zapiera dech w piersiach. Jeszcze tego samego  dnia udaje nam się dojechać drogą nr 13 do miasteczka Sand (Suldal). Przeprawa promem (60 koron) na drugą strone fjordu i nocleg  tym razem już na  ''dziko'' przy drodze.  

 

8 dzień naszej wyprawy przywitał nas  bardzo ładną i słoneczną pogodą. Kontynuujemy jazdę drogą 13.  Mijamy kilka wodospadów, z których woda spada kilkadziesiąt metrów ze skał do fjordow. Jazda krętymi drogami zapakowanym Trampkiem wśród tych gór i wodospadów  powoduje że uśmiech nie opuszcza naszych twarzy. Droga wije się to w prawo to w lewo można tak jechać i jechać bez końca. Po pokonaniu  kilkunsktu tuneli docieramy do malowniczo położonej miejscowości Odda. Tam robimy zakupy w supermarkecie i krótki odpoczynek.  Następnie drogą 550 docieramy do miejscowości Utne zaraz za nią znajdujemy przyjemne miejsce do rozbicia namoitu. Rozbijamy obozowisko i idziemy wykąpać się we flordzie Sorfjorden. Jednym słowem korzystamy z rzadkiej w Norwegii słonecznej i bezdeszczowej aury. Kolejny 9 dzień to wyprawa na lodowiec Folgefonna. Trans kolejny raz pokazał na co go stać i bez problemu wdrapał się z nami do stomego podnuża lodowca. Na lodowiec można dostać się tylko z przewodnikiem.  Zwiedzanie we własnym zakresie jest zabronione z względu na

niebezpiczeństwo zsunięcia się w szczeline lub zarwania ściany lodowca. Wycieczka jest dość droga (koszt to okolo 300 koron/osoba). Ja  osobiście byłem nią troche zawiedziony. Być może dlatego, że spodziewałem się czegoś bardziej ekstremalnego ale to pozostawiam dla indywidualnej oceny . Kolejny cej naszej podróży to miejscowość Maloy. Dotarliśmy tam kierując się na miasteczko Voss . Następnie droga 13 prowadzi nas do miejscowości Vik gdzie zwiedzamy kościół typu Stav. Dojeżdżamy do drogi E-39 następnie do drogi 15. Cały czas podczas podróży mijamy piękne góry poprzecinane fjordami, wodospadami i niezliczonymi już przeprawami promowymi. W Maloy oglądamy kamień w ksztalcie grzyba wyrzeźbiony przez fale morskie. Wieczorem rozmawiamy z przyjaznymi Norwegami i rozbijamy namiot przy ich posesji. Dzień dziewiąty to trasa Maloy-Molde. Z Maloy drogą 15 kierujemy się na zachód w stronę Styrn. Następnie odbijamy w drogę 60. Kolejna przeprawa promem i dalej do miejscowości Tajford. Droga do samego miasta to właściwie jeden długi tunel wyżłobiony w skale. Tunel  wznosi się i opada czasami jest naprawdę dość stromy i dostarcza ciekawych wrażeń podczas jazdy.   Mimo, że na dworzu świeci słońce wewnątrz  jest mroczno a w powietrzu czuć cały czas wilgoć.  Samo miasto to własciwie osada w której można zwiedzić starą hydroelektrownię przerobioną na muzeum. Została ona  zamknięta a tuż obok niej wybudowano nową. Zwiedzanie zajmuje nam około dwóch godzin. A to za sprawą bardzo miłego Pana przewodnika, który widząc nasze zainteresowanie ucina sobie z nami dość długą pogawędkę. Od niego  też dowiadujemy się, że w XIX wieku miał tu miejsce tragiczny wypdek.Wielki blok skalny oberwalł się z mawsywu górskiego i runął w doline wznosząc 60 metrową falę.

 Zginęło 40-tu mieszkańców a większość domostw została zniszczona. Po  zrobienu    pamiątkowego zdjęcia z Panem przewodnikiem udajemy się tym samym tunelem w  strone drogi 63. Zwiedzanie muzeum polecam. Nie dosyć, że jest za darmo można się  sporo dowiedzieć o ekologocznych sposobach pozyskiwania energii :). Droga 63 to  jedną z najsłynniejszych dróg  w Norwegii nazywaną inaczej drogą Trolli. Droga może być  wyzwaniem. Jest bardzo stroma  a zakręty maja prawie 180 stopni. Frajdę z jazdy psują  czasami autobusy , które ledwo wdrapują się na szczyt drabiny trolli lub bardzo powili z niej zjeżdżają. No ale cóż każdy zwiedza tę drogę na swój sposób. Po przejechaniu Drogi Trolli dojeżdżamy do miejscowości Andalses i następnie do przeprawy promowej w Afarnes. Jest już dość późno ale udaje nam się załapać na ostatni prom. Może właśnie dlatego zostaliśmy potraktowani ulgowo i nie musieliśmy płacić za przeprawę. Tuż po opuszczeniu promu  zboczyliśmy z głównej drogi i rozbiliśmy namiot . Mimo, że zegarek wskazywał już prawie północ niebo wciąż było jasne ze wzgledu na nasze położenie geograficzne. Czasami ciężko było zasnąć w takich warunkach.

Z Molde pojechaliśmy  drogą 64 zwaną trasą Atlantycka. W Bremnes kolejna przeprawa promowa do  miejscowości Kristiainsund ( 80 koron). Do drogi 71 dostaliśmy się jednym z kilku płatnych tuneli w Norwegii (40 koron). Stamtąd już  ruszyliśmy  prosto do Trondheim. Zwiedzanie pierwszej stolicy Norwegii zajęło nam koło 3 godzin. Najbardziej podobała nam się katedra Nidaros największa budowla średniowieczna w skandynawii

Początkowo mięliśmy plan żeby przenocować w Trondhiam i pobawić się w jakimś  barze ale po godzinie 19 miasto właściwie ułożyło się do snu, może dlatego , że był to okres wakacyjny. Postanowiliśmy wyjechać z miasta. Na nocleg rozbiliśmy się obok miejscowości Storen w małej zatoczce parkingowej.  Następny dzień to dojazd do Gjendesheim. Ze Stroen wyjechaliśmy dość wcześnie dragą E6 na południe. Mijamy miejscowość Oppdal, Dombas. Następnie w miasteczku  Otta odbijamy w drogę nr 15 i później nr 51. Tu krajobraz staje się typowo wysokogórski.  Dominuje niskopienna roślinność  oraz zimniejsze orzeźwiające powietrze. Miejscowość Gjendesheim jest położona tuż przy parku narodowym Jotunheimen. Zatrzymujmy się tam i zbieramy siły do wspinacki którą zaplanowaliśmy następnego dnia. Na szlak Besseggen wybieramy się z samego rana. Szlak jest dość ciężki i długi. Często przy wspinaczce pomagaly nam zamontowane tam łancuchy. Mijając wspaniałe wąwozy docieramy do najwyższego punktu położonego 1743 m n.p.m. zajmuje nam to około 2 godzin . Następną godzinę zajmuje nam dotarcie do głownego celu , wąskiego przesmyku między dwoma jeziorami Gjende i Bessvatnet.  Widok wynagradza 3 godziny wspinaczki. Jeziora dzieli 391 m w wysokości i każde z nich ma  inny kolor. Jedno jest cimnogranatowe, drugie ma turkusowy jasny odcień. Powrót zajął nam 2,5 godziny. Następny dzień to już typwe nabijaie kilometrów w drodze powrotnej do Polski. Rano śniadanie spakowanie wszystkiego na moto i wyruszamy. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w Lillehammer. Później kilometr za kilometrem podążalismy na południe. Mijamy Oslo , Moss , Goteborg. Ostatnią noc w Skandynawii spędzamy u wcześniej poznanego Dawida. 

Podsumowujac.

Przejechaliśmy 4500 km w 16 dni. Jest dość drogo dlatego  naszymi posiłkami były dobrze znane zupki chińskie. Nocowaliśmy głównie ,,na dziko'' na co zezwala norweskie prawo a sami Norwedzy są bardzo miłymi ludźmi.

Więcej zdjęć w galerii poniżej zapraszam do oglądania.